"Czym skorupka za młodu nasiąknie..." czyli o nauce czytania dla najmłodszych.



" Małe dzieci raczej uczą się niż bawią lub jedzą. Można je nauczyć absolutnie wszystkiego, co prezentuje się im w sposób rzetelny za pomocą faktów - fakty są podstawą wiedzy "
Glenn Doman.


Kiedyś przyjaciółka powiedziała mi, że pracując w przedszkolu pokazywała dzieciom w grupie karty z napisanymi na nich wyrazamai. Zdziwiłam się. Przecież takie maluchy nie umieją rozróżniać literek, a co dopiero czytać cały wyraz. Zabawę w "czytanie" przetestowała także na swoim synku dokładnie w takim samym wieku jak mój Kuba (już jakiś czas temu - ale Olek, to niesamowicie mądre dziecko). Ostatnio stwierdziłam... czemu nie?

Zrobiłam mojemu urwisowi takie słowne karty z bloku technicznego dodając do literek koloroy i oczywiście robiąc to całkiem intuicyjnie - czyli pisząc słowa najczęściej przez nas używane.
Tak powstały: mama, tata, babcia, dziadek, Kuba, kot, oko, dom.
Muszę przyznać się bez bicia, że nie byłam przekonana co do jakichkolwiek efektów.
Po pierwsze: Kuba jest dzieckiem bardzo żywym. Nie lubi zadań umysłowych, raczej skupia się na czynnościach manualnych, ale za to ostatnio czytając z nim książeczki na dobranoc jestem wręcz zmuszana do odczytywania mu pojdynczych wyrazów o które pyta.
Dziwił się co tam znowu ta mama majstruje. Przedstawiłam mu wykonane tabliczki, każde słowo przeliterowałam pokazując literkę po literce i odczytałam je w całości nie dzieląc na sylaby. Kuba powtarzał. Najpierw spróbowałam z 4 wyrazami. Ależ się zdziwiłam, gdy moje dziecko "odczytywało" bezbłędnie to, co znajdowało się na kartach. Dołożyłam dwa... potem jeszcze dwa... mieszałam, by kolejność nie powtarzała się, a on... czytał!
Sam nawet zaproponował zabawę - rozłożyliśmy "tabliczki" na dywanie (4, bo wyrazy popisałam po 2 stronach dla oszczędności papieru). Poprosiłam, by znalazł np. dom, czy oko - a Kuba je bezbłędnie wybierał. Posunęłam się nawet do podstępu - kładłam obok siebie słowa podobne kolorystyczne (chciałam sprawdzić na jakiej zasadzie on je zapamiętał!), ale nic mi z tego nie wyszło, bo synek się nie pomylił.



O metodach nauki malutkich dzieci (i to takich jeszcze w pieluchach!) nie czytałam dotąd wcale, więc postanowiłam trochę dokształcić się w tym temacie, bo koniec końców zainteresowało mnie to.
Szperając w internecie zetknęłam się z metodą Domana.
Pan ten opracował ją głównie do nauki dzieci z z porażeniem mózgowym. Miało to służyć usprawnieniu tego ważnego organu, a także rozwijać ich inteligencję. Twierdził, że im wcześniej zaczniemy uczyć dziecko tym nauka będzie łatwiejsza i sprawniejsza oraz bardziej efektowna.
Koncepcją tej metody jest oczywiście nabywanie umiejętności czytania poprzez zabawę.
Dzieli się ona na kilka etapów dostsowanych do wieku, a całą przygodę można zacząć, gdy nasz maluszek jest tak na prawdę niemowlęciem. Wtedy jego umysł pobudza się wszystkimi zmysłami.
Nie będę się rozpisywać - no bo kto lubi czytać takie tasiemce ;), ale jeżeli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o panu Domanie oraz jego metodzie odsyłam Was do stron znalezionych w sieci.

http://www.edukacjadomowa.piasta.pl/metoda_globalna.html
http://awans.szkola.pl/oficyna/publish.php?aut=006&art=006_02

Znalazłam jeszcze inną metodę nauki czytania stosowaną w edukacji przedszkolaków. Opracowała ją I. Majchrzak. Jej celem jest jak najwcześniejsze spotkanie maluchów z pismem. Szczególny nacisk kładzie się na aspekt wizualny oraz ćwiczenie spostrzegawczości.
Im młodszy jest nasz przedszolak - tym lepiej. Z informacji podanych na różnych stronach wynika, że metoda ta bardziej skupia się na literkach niż na całych wyrazach i także podzielona jest na etapy.

Więcej możecie poczytać tutaj:
http://www.przedszkolak.pl/kacik/artykuly.php?pkey=1145992985

Jestem bardzo ciekawa, ile z naszych przedszkoli stosuje jakąkolwiek metodę.
Osobiście jestem ZA - pod warunkiem, że rzeczywiście jest to zabawą i taka nauka sprawia ogólną przyjemność.
Przydatność tych metod, w przypadku Kubusia, będę mogła ocenić dopiero za parę lat.

Wielu z rodziców jest zdania, że dzieciństwo to czas zabawy, a na naukę przyjdzie czas - od tego jest szkoła. Warto się jednak zastanowić nad tym i pomyśleć, czy nie ułatwić naszym pociechom startu na przyszłość. 
W końcu - jak to mówią - "czym skorupka za młodu nasiąknie... "

5 komentarzy:

  1. Ja jestem zdania, że nauka czytania może być wspaniałą zabawą a synek jest na to dowodem :D
    Tak wiec jak ktoś mi mówi, że dziecko powinno się bawić a nie czytać proponuję popatrzeć na mojego synka i zobaczyć jakie zabawy sprawiają mu najwięcej przyjemności :D

    U nas przygoda z czytaniem zaczęłam się jak Oliwier miał 2,5 roku. Zaczęliśmy od Domana a trzy miesiące później przeszliśmy na czytanie sylabowe. Efekt jest taki, że gdy synek skończył 3 lata umiał przeczytać każdy wyraz a nawet zdanie. Teraz płynnie czyta wszystko.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. wow! to robi wrażenie! :) Tym bardziej będę kontynuować "zabawę w czytanie". A korzystaliście z gotowych kart, czy takich robionych ręcznie - jak my?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja dostałam zestaw do nauki czytania metodą Domana, gdy synek miał 2 miesiące. Zaczęliśmy się "bawić w czytanie" gdy miał rok, ale zaprzestaliśmy - nie wzbudzało to większego zainteresowania synka. Teraz wróciliśmy znowu do tematu (2 lata i 9 miesięcy) - ale nie trzymamy się sztywno zasad - raczej organizujemy gry z planszami pomijając etap prezentacji kart. Na ten moment "czyta" 30 słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brawo!!! ja dziś wprowadziłam 4 kolejne :) w sumie teraz mamy 12 wyrazów.
      My często odbiegamy w ogóle od zasad - liczy się dobra zabawa :D

      Usuń
  4. pięknie :-)
    tylko Domanowskie karteczki są małymi literami trochę podobnymi do pisanych... tu chodzi o całe wyrazy a nie litery i sylaby :-)
    dopełnieniem są literki a'la Montesori czyli z papieru sciernego na deseczkach do wodzenia po nich palcem PRZED PISANIEM
    każda metoda jest dobra na rozwijanie WYOBRAŹNI bo potem dzieci przechodzą szybko do czytania bajek najpierw większymi literami

    a potem nie posyłać na uwstecznianie do szkoły ;-)

    od około 1-1.5 roku można już zaczynać
    są też magnetyczne i dzieci same wtedy układają
    i natychmiast przerwać jak widać znudzenie, czasami to jest op minucie a czasami po 15stu... to jest w końcu zabawa i tak najlepiej by się kojarzyło

    tak przy okazji polecam książke Mądre bogate dziecko R.Kiyosaki

    pozdrawiam i udanej zabawy
    Witek

    OdpowiedzUsuń